szczerze to te odcinki od 7 w górę zniechęciły mnie

A moim zdaniem fabuła uległa "niby" zmianie. Jeśli oglądałaś ostatni odcinek (10; jeśli nie to nie czytaj dalej, bo będzie SPOILER) to zapewne pamiętasz co powiedział Król Tortur. Otóż, moja teoria sprawdziła się i fakt, że pojawili się ci wszyscy dziwni przeciwnicy spowodowany był pogonią za marzeniem bycia "złym bohaterem". Tylko zastanawia mnie ten dziwny kamień. Myślę, że warto oglądać dalej, bo anime nadal jest ciekawe (dużo akcji + zmieniający się charakter głównego bohatera) i myślę, że może nas zaskoczyć w końcowych odcinkach. :)

Klimat uległ zmianie. Doprawdy, kiedy człowiek ogląda anime przez tyle lat zaczyna myśleć, że wszystkie zwroty akcji są przewidywalne. Tymczasem byłem totalnie zaskoczony odcinkiem siódmym i byłem prawie pewien, że gdzie po drodze główny bohater uderzył się mocno w głowę i to mu się śni. Z Samurai Flamenco była fajna komedia, o tym jak niedojrzali celebryci bawią się superherosów. Chcieli być poważni, a byli śmieszni. A teraz okazało się, że ta cała otoczka istnieje nie tylko w serialach, ale naprawdę. Bohaterowie dalej są przerysowani ale atmosfera stała się znacznie bardziej poważna - giną ludzie. To się strasznie gryzie, ale wystarczyło tylko popatrzeć na plakat i już nic widza nie powinno dziwić. Mało tego, pojawiają się nielogiczności np. jak Masayoshi nauczył się pilotować swój pojazd w tak krótkim czasie. Owszem fajnie się śmieje z tego, co się z takim przejęciem oglądało w dzieciństwie (Power Rangers) ale dla mnie ta seria jest o krok od katastrofy.

Aktualnie udało mi się nadgnić serial i jestem na odc. 14. Od momentu pojawienia się całej załogi flamen i ja zaczynam odnosić wrażenie, że "Samurai" chyli się ku upadkowi. (to chyba jednak nie jest "niby" zmiana) Wygląda to tak, jakby twórcy pragnęli zawrzeć w serii wszystko co tylko wiedzą o superbohaterach. [SPOILER] (zmasowany atak, pojawienie się złego brata, chłopczyk bez rodziny, pomoc poprzednich pokoleń itp.) [/SPOILER] Wszystko zaczyna się baaardzo ze sobą gryźć. Szczerze powiedziawszy miałam nadzieję na głębsze rozbudowanie relacji Hazamy i Gotou. Coś w stylu: "zostanę obok, nawet jeśli ciągle będziesz zgrywał bohatera; a jak zajdzie taka trzeba to obuchem sprowadzę cię na ziemię", a tymczasem jesteśmy świadkami sztucznego rozwoju akcji... Ach te pościgi! ach te wybuchy! ale w sumie nie na nie liczyłam.

Zostało jeszcze 8 odcinków. Skoro zaszłam tak daleko to na pewno pociągnę serię dalej. Cały czas będę jednak myślała o tym, że mogłaby być ona o niebo lepsza, gdyby pozostała przy początkowo stworzonym klimacie. Pytanie ostateczne: czy seria ma jeszcze jakieś szanse na "ambitne" zakończenie? Chyba wciąż mam cichą nadzieję na jakieś pozytywne zaskoczenie...