Dobry sequel,ale to Nowy Jork w tym filmie najbardziej mnie kupił. Nigdy nie zapomnę pierwszego seansu za dzieciaka. Magia pełną gębą. Sam film nadal nieźle się trzyma,choć jest za długi, paradoksalnie o scenę dublującą te z jedynki,czyli "przypalalanie" "mokrych bandytów". Poza tym ok.
Masz rację, to Nowy Jork jest tutaj głównym aktorem... ;))) Hotel Plaza, czysta magia :))) Ponad to Central Park, te wszystki alejki, Rockefeller Center i te szeregowce... Jedno z moich miast marzeń, chociaż pewnie nie w tym życiu :-P
Też planuje odwiedziny, jak dobrze pójdzie, jeszcze w tym wcieleniu, czego i Tobie życzę:)
Świetną rolę zagrał Tim Curry w tym filmie. Jest rozbrajający zarówno ze swoim "grinchowskim" uśmiechem, jak i w scenie, gdy wraz z resztą obsługi pada na kolana i mówi "kocham cię" do rzekomego ojca Kevina, którego wcześniej "podglądał" podczas kąpieli :D
Akurat tutaj Nowy Jork wyszedł na najmniejsze największe miasto w USA. Bo Kevin i mokrzy bandyci co chwila przypadkiem na siebie wpadają. A wcześniej Kevin będąc jeszcze w Chicago oglądał w TV reklamę akurat nowojorskiego hotelu Plaza.
W prawdziwym Nowym Jorku szansa na to, że Kevin i mokrzy bandyci na siebie wpadną, byłaby jak trafienie szóstki w totka. Nawet z zaplanowanymi spotkaniami są tam trudności.
Ogólnie to ten film jest o wiele bardziej naciągany od jedynki. Jest też pozbawiony kreatywności i świeżości. Twórcy kopiują tutaj sceny i schematy z jedynki. Nawet pułapki są bardzo podobne. Zamiast groźnie wyglądającego sąsiada mamy gołębią bezdomną, która wcale nie jest straszna - i której historia też jest naciągana, bo od kiedy porzucenie przez mężczyznę staje się przyczyną bezdomności? Generalnie ten film to skok na kasę i powtórka z rozrywki.
Praktycznie jedyną zaletą jego filmu jest Tim Curry. Gra tu naprawdę świetną rolę. Jego mimika jest niezapomniana. Uwielbiam ten moment z przejściem od Grincha do niego. Uśmiałem się też podczas sceny z Cliffem, padnięciem na kolana i tekstem "I love you" do gangstera Johnny'ego - choć od początku uważam te scenę za mega głupią i mega naciąganą. Ta scena to takie guilty pleasure.
Widziałem ten film ileś razy, oglądając go właśnie z powodu Curry'ego.