NIestety mam całkowiecie odmienne odczucia. Aktorstwo- wyjątkowo słabe, a przecież w filmie gra śmietanka hollywood. Streep niesamowicie drętwa, ze swoim denerwującym uśmiechem(co prawda jej postać nie dawała pola do popisu), Banderas- bardzo słabo, widać że wtedy dopiero zaczynał swoją aktorską przygodę i jego drętwotę można zrozmieć. Irons- nieco lepiej, ale jego przemiana wewnętrzna nie została właściwie ukazana, bo zewnętrzna- na medal. Z czwórki głw. bohaterów najlepiej wypada W.Ryder która zalicza dobrą rolę.
Co do fabuły- miejscami naiwna, nie wciągająca, wiele wydarzeń bardzo naciaganych, rażąca głupota niektórych bohaterów. Jedyne co mi się podobało w tym filmie to przesłanie, że trzeba dla ludzi być dobrym bez względu na okoliczność, bo jeżeli nie będziesz dobry dla innych to nie możesz od nich oczekiwać dobroci. Jednak na 2,5 godziny to trochę za mało.
postaci niestety bardzo czarno-białe. Albo wspaniała matka, albo zły ojciec. Albo rewolucjonista albo reżimowiec. Nie ma odcieni szarości.