Recenzja filmu

Moja super eksdziewczyna (2006)
Ivan Reitman
Uma Thurman
Luke Wilson

Bardzo dobre do zabicia czasu w przerwie filmu

Film pokazuje, jak niebezpieczna może być dziewczyna, którą się porzuca. Co więcej, w tym przypadku jest superbohaterką, więc wrzucenie do łóżka swojemu byłemu rekina nie sprawia jej problemu.
Film pokazuje, jak niebezpieczna może być dziewczyna, którą się porzuca. Co więcej, w tym przypadku jest superbohaterką, więc wrzucenie do łóżka swojemu byłemu rekina nie sprawia jej problemu. Gorzej z nim. Biedaczyna musi się porządnie wycierpieć, zanim przekona ją, że jest mu naprawdę przykro i żeby zostawiła go w spokoju. To wszystko odbija się na jego pracy i nowej miłości. Na domiar złego, jedyne rozwiązanie wydaje się tak surrealistyczne i przerażające, że naprawdę trudno będzie mu się z tym uporać. Jak ktoś lubi głupie komedie, gdzie nie dzieje się praktycznie nic, a główni bohaterowie latają jak XIX wieczny Superman, polecam ten film, jako zupełnie nie wymagający myślenia, nadający się do zabicia czasu. Jedyne, co mogę w nim pochwalić, to fabuła. Do tej pory myślałam, że jeśli historia będzie ciekawa i oryginalna, to wystarczy, żeby film był dobry. Widocznie się myliłam. Obsada niby pasuje, bo superbohaterka jest faktycznie wysoka, umięśniona i dość ładna, szczególnie w tej kilku tonowej warstwie pudru, a jej były chłopak, zarówno w rzeczywistości, jak i w filmie przypomina frajera, co jest pewnego rodzaju urozmaiceniem. Natomiast mam zastrzeżenia do jego nowej dziewczyny. Aktorka grająca Cindy Campbell w strasznym filmie, z pewnością nie nadaje się zupełnie do tego typu komedii. Po pierwsze bez przerwy ma wyraz twarzy albo bardzo zdumiony, albo wydaje się mówić: mam Downa, nie zaczynaj ze mną, albo co gorsze, jedno i drugie naraz, co daje obraz głupiej blondynki skrzyżowanej z niezrównoważoną psychicznie krową. Film ukazuje kobiety w całkiem innym świetle niż są naprawdę. W rzeczywistości kobiety są dużo inteligentniejsze od mężczyzn, (tak jestem feministką, ale co to ma do rzeczy?) a tu każda jedna jest typową blondynką. Dzięki temu, a może przez to cała produkcja jest również utrzymana w klimacie głupiej komedii. Mamy tu również czarny charakter, o czym również należy wspomnieć. I nie jest nim tylko magicznie uzdolniona Jenny (superwomen, czy też G-Girl, jak kto woli). W fabułę wplata się również jej znajomy z lat szkolnych, zakochany w niej po uszy. I tu muszę przyznać, że ten facet jako jedyny chyba dorównuje głupotą głównym bohaterkom. Paradoks jest jednak taki, jak on z tak niską inteligencją zdołał być prezesem całkiem sporej firmy, mającej na celu odebranie mocy G-Girl. Najbardziej bawi końcowa akcja, która jest tak banalna, że aż trudno ją przewidzieć, gdyż widzowie spodziewają się mrożącej krew w żyłach walki, podczas gdy reżyser ukazuje nam scenę pełną wzruszeń (mówię tu o postaciach drugoplanowych, bowiem to oni płakali, a widzowie z pewnością będą się śmiać). Jeżeli ktoś ma ochotę na zupełnie nie wymagającą myślenia, głupawą i kiepską komedię, polecam, jednak skłamałabym, mówiąc, że można się na niej pośmiać.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nietrudno było przewidzieć, że prędzej, czy później powstanie kobieca wersja Supermana. No i doczekaliśmy... czytaj więcej
Marta Olszewska

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones